Warning: file_get_contents(http://hydra17.nazwa.pl/linker/paczki/vapiano.wroclaw.pl.txt): failed to open stream: HTTP request failed! HTTP/1.1 404 Not Found in /home/hydra14/ftp/vapiano.wroclaw.pl/paka.php on line 5
Oriana spuściła wzrok, by ukryć uśmiech zadowolenia.

Oriana spuściła wzrok, by ukryć uśmiech zadowolenia.

  • Duszan

Oriana spuściła wzrok, by ukryć uśmiech zadowolenia.

20 January 2021 by Duszan

- Tak, milordzie. - Clemency spojrzała mu prosto w oczy. - Jednakże pan Baverstock niepotrzebnie zadał sobie tyle trudu. Markiz spojrzał na nią i zmarszczył brwi. - Może otrzymał jakąś zachętę, by tak postąpić? - wtrąciła słodko Oriana. - Jeśli się nie mylę, guwernantki nader często zmieniają zdanie. Clemency zaczerwieniła się, słysząc obraźliwy ton. - Trudno mi mówić w imieniu pozostałych guwernantek, panno Baverstock. Mogę tylko stwierdzić, że wolałabym, żeby dżentelmeni pozwolili mi cieszyć się moim wolnym czasem. - Czy insynuuje pani, że zachowanie mojego brata nie jest godne dżentelmena? - Daj spokój, Oriano, źle zrozumiałaś pannę Stoneham - wtrącił markiz pośpiesznie. - Musisz się zgodzić, że guwernantka ma prawo oczekiwać zwyczajowych grzeczno¬ści ze strony dżentelmena? - Naturalnie. Pod warunkiem, że jest damą. - Moim zdaniem prawdziwym dżentelmenem jest pański kuzyn, lord Fabian. Z jednakową kurtuazją traktuje wszystkie kobiety, od dam aż po kucharki - odezwała się Clemency, ignorując Orianę i zwracając się do markiza. Wyczuła naturalnie, że Oriana chciała ją obrazić, lecz świadomie nie podniosła rękawicy. Jej zdaniem panna Baverstock okazała się w gruncie rzeczy kobietą wulgarną i o pospolitym umyśle. Zastanawiała się raczej ze smutkiem, jak daleko posunął się markiz w stosunkach z Oriana, która wyraźnie kusiła go obfitymi wdziękami w stylu lady Hamilton. Clemency próbowała sobie wmówić, że nic ją to nie obchodzi. Mimo wszystko osiągnęła swój cel - dała wyraźnie do zrozumienia, jakie jest jej stanowisko odnośnie pana Baver¬stocka. Na razie musi się tym zadowolić. Wstała, lekko dygnęła i poszła poszukać Diany i Arabelli. Lysander stanął przed ciężkim dylematem. Oto bowiem nie mógł nic zarzucić zachowaniu panny Stoneham, sprzeczka zaś z pewnością nie wynikła z jej winy. Niechętnie jednak krytykował Orianę, chociaż ogarnęła go irytacja, że postawiła go w takiej niezręcznej sytuacji. Oriana widocznie doszła do podobnego wniosku, bo uśmiechnęła się i powiedziała z wdziękiem: - Och, nie chciałam urazić panny Stoneham. Podwładni potrafią być tacy drażliwi na swoim punkcie, zdaję sobie z tego sprawę. Jestem pewna, że nie zachęcała celowo mojego brata. Biedny Mark, powiem mu, że mi się naraził i powinien odtąd zaprzestać jakichkolwiek żartów z panną Stoneham. - Udało się jej wywołać wrażenie, iż Clemency niepotrzebnie robi tyle zamieszania. - Będę wdzięczny, jeśli tak uczynisz - odparł Lysander z widoczną ulgą. Odprężony, podniósł jej dłoń i ucałował. Piknik wyznaczono na wtorek, zaś w poniedziałkowe popołudnie Clemency zostawiła Dianę i Arabellę pod opieką lady Fabian i poszła pomagać ochmistrzyni. Biedna kobieta była już u kresu wytrzymałości i Clemency musiała sama zdecydować, ile butelek piwa i napoju imbirowego należy zabrać i czy może panie nie wolałyby lemoniady. Poza tym zamówiła u ogrodnika sałatę, ogórki i kosz świeżych owoców. Lord Fabian, Giles i Mark poszli na ryby, został tylko Lysander i naradzał się z Frome’em w swoim gabinecie. O czwartej Clemency zaniosła więc markizowi herbatę z ciastem śliwkowym. Gdy dziewczyna weszła, Frome porządkował właśnie dokumenty. - Dobry Boże, panno Stoneham, co się stało z Timsonem? - zapytał Lysander, biorąc od niej tacę. - Pomaga pani Marlow w przygotowaniach do jutrzej¬szej wycieczki, milordzie. Trzeba przenieść kilka ciężkich koszy. Markiz mruknął coś pod nosem, ale dał spokój. - Frome, może filiżankę herbaty? - zapytał. - Panna Stoneham panu naleje. - Nie, milordzie, dziękuję. Muszę wracać. Obiecałem Staremu Batesowi, że do niego wpadnę. Biedak czuje się ostatnio coraz gorzej, i gorzej. - To suchoty, prawda? - Tak jest, to już trzeci z jego rodziny w tym roku. - Pokiwał głową ze smutkiem i podniósł płaszcz. - Czy możemy jakoś im pomóc? - Markiz spojrzał na Clemency. - Pani Marlow posyła bulion z chudego mięsa, milor¬dzie. - Nie wspomniała, że Adela odmówiła w tym celu modlitwę. - Filiżankę herbaty, milordzie? - zapytała Clemency, gdy Frome wyszedł. - Tak, chętnie. Proszę sobie również nalać, wygląda pani na zmęczoną. - Znowu wymykają się jej te niesforne złote loki, zauważył. Wzięła filiżankę i usiadła ostrożnie na sfatygowanym fotelu z zielonej skóry, stojącym przy biurku. Gabinet, podobnie jak wszystkie pokoje w posiadłości, wymagał gruntownego remontu. Boazeria była tu matowa i popękana, meble zaś bardzo wysłużone. Na podłodze leżał wytarty turecki dywan. Clemency zauważyła piętrzące się na biurku otwarte księgi rachunkowe. - Przykro mi, milordzie, że ma pan tyle kłopotów - ode¬zwała się impulsywnie, wskazując papiery. Lysander westchnął. - Cała ironia sytuacji polega na tym, że przed ostatnie dwadzieścia lat nadarzyło się kilka świetnych okazji do ulepszeń. Na przykład budowa nowego odgałęzienia kanału czy przedłużenie płatnej drogi do Abbots Candover - obie inwestycje znacznie poprawiłyby opłacalność majątku. Frome właśnie mi opowiadał, że błagał ojca, by się tym zajął. Niestety, bezskutecznie. - Musi pan to ogromnie przeżywać. - Równie ciężko jest ludziom na wsi - ciągnął żywo markiz, jakby sprawiała mu ulgę rozmowa z kimś współ-czującym. - Nie wiem, czy miała pani okazję przejść się po okolicy; niektóre obejścia są w opłakanym stanie. - Widziałam je. - Szczególnie mocno utkwiła jej w pamięci jedna chata, porośnięta mchem i z przegniłym dachem. - O czym myślał mój ojciec? Dlaczego do tego dopuścił? - pytał z gniewem Lysander. - To są nasi ludzie, a żyją w takim zaniedbaniu. Nie ma tu szkoły dla dzieci, niczego. Proszę mi wierzyć, panno Stoneham, często czuję wstyd, pokazując się we wsi. - Jednak mieszkańcy wyrażają się o panu z sympatią - odparła Clemency. Była to prawda; jedna z dziewcząt, które przyszły do pracy we dworze, opowiedziała z przeję¬ciem, że markiz polecił pani Marlow przygotować bulion dla jej chorej matki. Stary lord nigdy by tego nie zrobił, dodała w zaufaniu. - Jestem odpowiedzialny za ich los, a nic nie mogę uczynić - stwierdził ze smutkiem. Chyba że poślubisz odpowiednią pannę, pomyślała. Zapy¬tała tylko: - Milordzie, co pan zrobi, gdy posiadłość zostanie sprzedana? - Jeszcze się nad tym nie zastanawiałem. Prawdopodobnie wstąpię do wojska. Nie będę pierwszym oficerem żyjącym z żołdu. Zresztą nie chodzi tu o mnie, jakoś sobie poradzę. Martwię się głównie o Arabellę. A właśnie, przypomniało mi się, że nie miałem jeszcze okazji podziękować pani za dobrą radę. Kuzynka Maria jest zachwycona pomysłem sprowadzenia tu dziewcząt. Pod znakiem zapytania pozostaje jednak, czy będzie tego zdania po miesiącu pobytu z Arabellą. - Pańska siostra zapewne jeszcze nieraz znajdzie się w opałach - zaśmiała się Clemency. - Jestem jednak pewna, że pozostanie to bez wpływu na jej debiut w towarzystwie w przyszłym sezonie. - A pani, panno Stoneham? Jakie są pani plany po zakończeniu pracy w Candover Court? - Moja sytuacja jest dość skomplikowana - zaczęła Ostrożnie. - Niestety, pokłóciłam się z najbliższą rodziną, w konsekwencji czego musiałam się zatrudnić jako guwer¬nantką. Na szczęście, na dwudzieste piąte urodziny mam otrzymać pewną sumę, więc cokolwiek się zdarzy, będę finansowo zabezpieczona. - Dobry Boże! Chyba nie uciekła pani z domu? Jeśli tak, to w każdej chwili powinienem się tu spodziewać zirytowanego ojca. - Nie wygląda to aż tak dramatycznie, milordzie. - Po¬zwoliła sobie podjąć jego żartobliwy ton. - Już wiem. Starano się zmusić panią do poślubienia potwora! - Markiz zmarszczył brwi na myśl, że tak piękna dziewczyna musi mieć mnóstwo adoratorów. Pewnie swatano jej jakiegoś gamoniowatego urzędnika o niezgrabnych rękach i czerwonej twarzy. - Coś w tym sensie. - Więc znalazła pani pracę w Yorkshire i była tam nękana przez lubieżnego ojca swojej wychowanki. Mam nadzieję, panno Stoneham, że nikt z tutejszych gości nie sprawia pani kłopotu? - zapytał unosząc brwi. Rozmowa z Orianą nadal ciążyła obojgu. Clemency spojrzała na niego i po chwili odpowiedziała: - Uczyniłam wszystko, co mogłam, by dać świadectwom mojej uczciwości. - Proszę do mnie przyjść, jeśli będzie pani miała jakiekol¬wiek problemy - odparł krótko. Nastąpiła chwila ciszy. Markiz podniósł pióro i długo obracał je między palcami. - Wydaje mi się, że nasza znajomość rozpoczęła się dość niefortunnie - odezwał się w końcu. - Chciałbym panią przeprosić za moje zachowanie i wszystkie niesłuszne podejrzenia, panno Stoneham.

Posted in: Bez kategorii Tagged: lewatywa przed porodem w domu, dzień przytulania, lewatywa przed porodem w domu,

Najczęściej czytane:

- Kelsey, tamtej nocy, kiedy byłem z tobą, po

śmierci Joego, stwierdziłem, że chcę żyć. Jest coś takiego, że chcemy żyć. Zamierzam żyć, przeszłość nie może mi w tym przeszkodzić. ... [Read more...]

- Chodzi o to, co robiłem w nocy na łodzi?

- zapytał Jorge. 296 - Nie tylko. ... [Read more...]

budynku. Jessica wyszła na parking, zadzwoniła do Seana, a gdy odebrał,

rzuciła krótko do słuchawki: - Mary obudziła się i uciekła. - Co?! ... [Read more...]

Polecamy rowniez:


1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 Następne »

Copyright © 2020 vapiano.wroclaw.pl

WordPress Theme by ThemeTaste