- Absolutnie.
- Może złapałeś jakiegoś wirusa? - Nic o tym nie wiem. - A może - zdenerwowała się w końcu Izabela - dałybyście mu spokój? - Nie szkodzi - zapewnił ją i znów uśmiechnął się do pasierbic. - To miłe, że tak się o mnie troszczycie. - Właściwie - zauważyła Izabela - naprawdę wyglądasz na przepracowanego. - Skądże znowu. Wszystkie cztery przyglądały mu się tak zagadkowo, że podobnie jak już raz w przeszłości (choć bardzo krótko) zaczął się zastanawiać nad lojalnością Izabeli. Przypomniał sobie te inne, znacznie bardziej trywialne psikusy - sprawę poczty, przekazywania wiadomości i tym podobne. Czy istniała możliwość, żeby Izabela maczała w tym palce? 209 Może przynajmniej pomagała? Jeszcze raz spojrzał w jej spokojne, orzechowe oczy. Nie. Z samego rana, ledwie przekroczył próg VKF, przekazano mu wezwanie od Phila Bianco. - Chce cię natychmiast widzieć - powiedziała Gary Higgins. Siedząc za ogromnym błyszczącym biurkiem pod kremowym sufitem, Bianco ział jeszcze większym chłodem niż dotychczas. - Chciałbym wierzyć - zaczął bez wstępów - że to tylko pomyłka z twojej strony i że niechcący posłużyłeś się złą kartą, ale choć staram się ze wszystkich sił, wydaje mi się to po prostu nieprawdopodobne, więc ciekaw jestem twoich wyjaśnień. - Ale co miałbym wyjaśniać? - spytał Matthew, chociaż od złych przeczuć już go rozbolał brzuch. - Może takie nazwy jak Harrods, Fortnum & Mason czy Selfridge odświeżą ci pamięć? - głos Bianca ociekał sarkazmem. To było jak cios w żołądek. - Widzę, że tak - rzekł Bianco na widok jego miny. - Niestety. - Matthew spojrzał na lśniący skórzany fotel przed biurkiem szefa. - Mogę usiąść i przekonać się, jak daleko sprawy zaszły? - Zdecydowanie bym wolał, gdybyś po prostu okazał się czysty. - Umilkł, ale nadal nie zachęcał Matthew do siadania. - Na razie jestem po rozmowie z Nowym Jorkiem. Ze względu na twoją dotychczasową dobrą reputację zgodzili się, że jeśli natychmiast i w całości zapłacisz rachunek, uwierzą ci na słowo i nie podejmą żadnych akcji. - Rachunek? - Żołądek Matthew przewrócił się do góry nogami. - Z twojej firmowej karty VISA. - Znów ten sarkazm w głosie szefa. - Tej samej, którą Wolf Barautigen polecił ci wydać na podstawie uzgodnień między Nowym Jorkiem a Berlinem, czemu, nawiasem mówiąc, byłem przeciwny. Karty, którą postanowiłeś wykorzystać na swoje świąteczne zakupy. - W porządku - powiedział cicho Matthew. - Wreszcie wszystko zaczyna nabierać jakiegoś sensu. - Tego jestem pewien. - Nie takiego sensu, jaki masz na myśli. - Matthew usiadł w skórzanym fotelu, nie czekając dłużej na zaproszenie. - Mam na myśli to - Bianco wziął dwie spięte z sobą kartki i przesunął je w stronę Matthew. - Oświadczenie w sprawie twojej karty i