opakowania po chrupkach, kilka zużytych
strzykawek, nawet odciski butów okazały się nieprzydatne. Było tego do diabła i trochę. Mimo tak silnych podejrzeń przeszukanie domu Bolsovera, jego hondy, biurka i skrytki okazało się bezowocne. A ponieważ od śmierci Lynne do odkrycia jej ciała upłynęło sporo czasu, szanse na zebranie potencjalnie obciążających śladów z odzieży czy ciała Bolsovera zniknęły, zanim jeszcze Shipley ze swą ekipą po raz pierwszy mu o tym wspomniała. - Od najbliższych sąsiadów też nic jak dotąd - rzekł komisarz Geoff Gregory. - I nikt nie udowodnił, że Bolsovera nie było w domu - dodała konstabl Ally King, ładna brunetka, dokooptowana z Oddziału Dochodzeń Kryminalnych (CID). W czasie morderstwa Lynne (wtorek, kiedy dzieci były w szkole) jej mąż, na zwolnieniu z powodu bólu krzyża, rzekomo drzemał w domu przed telewizorem i nawet Valerie Golding, która przyznała, że nic nie sprawiłoby jej większej przyjemności, jak zdyskredytowanie bajeczki sąsiada, nie mogła temu zaprzeczyć, ponieważ sama większość tego dnia spędziła w Bent Cross. Shipley westchnęła ciężko i po raz setny przyjrzała się tablicy, z której bił w oczy brak alternatywnych podejrzanych. Nie ujawniono żadnych kochanków - ani po stronie Johna, ani Lynne. Nikogo, kto miałby do Lynne poważne pretensje. Nie było śladu zatargu z rodzicami innych dzieci ze szkoły, żadnych skarg, że ktoś ją śledzi, żadnych włamań do domu. Nikt też nie donosił o kłótni małżonków w dniu poprzedzającym zbrodnię. Zresztą nawet gdyby sąsiedzi słyszeli jakieś krzyki, nie byłby to żaden dowód przeciwko Johnowi Bolsoverowi w sprawie o morderstwo. Z fotografii uśmiechała się do mej Lynne. Inna twarz, koszmarna w swej krwawej śmiertelnej masce, to też ona. Lynne Frances Bolsover, lat dwadzieścia dziewięć. Matka dwojga małych dzieci. Zgładzona przez osobę lub osoby nieznane. - Ale przecież i tak wiemy, że to on, prawda? - spytała Ally King. - Gówno wiemy, Ally - odparta inspektor Shipley. Komisarz Gregory, osobnik w średnim wieku z nadwagą, wstał. - W takim razie lepiej tam wróćmy i poszukajmy czegoś, żeby dorwać skurwiela. - Im prędzej, tym lepiej - zgodziła się Shipley. 8 Przez pierwszych kilka miesięcy w nowym domu Irina zadziwiająco dużo się uśmiechała i prawie nigdy nie płakała. Później jednak, jakby dotąd nie