Serce Laury waliło teraz jak oszalałe. Uniosła lewą dłoń do
jego policzka i dotknęła gładkiej skóry. Wzdrygnął się. -Och, Lauro - powiedział, oddychając z trudem, przesuwając twarz pod jej dłonią, rozkoszując się jej dotykiem, zapachem. - Nie mogę. Nie mogę. Oszaleję. -Nie, nie oszalejesz. - Tak - syknął, wziął ją za ręce i obsypywał dłonie i opuszki palców pocałunkami. Zadrżał. Ten silny mężczyzna, który przetrzymał straszliwe chwile, mężczyzna, który krył się w cieniu dla ich dobra, drżał. Laura poczuła się obdarowana, wielbiona. Zanurzyła palce w jego włosach i przyciągnęła go do siebie. - Jeśli zamierzasz oszaleć, to, proszę... zabierz mnie ze sobą.W mgnieniu oka jego usta znalazły się na jej wargach, żarłoczne, wrzące od pożądania i niepohamowanej namiętności. Pragnął jej ponad wszystko na świecie, to pragnienie było silniejsze niż potrzeba samotności. Nie mógł się nasycić, nie oddychał, nie myślał, tylko czuł, a przecież przez tak długi czas jedynym uczuciem była świadomość własnej szpetoty. Nic poza rozpaczą. Laura była jak promień słońca, który wdarł się w jego pogrążone w ciemności życie, jak pokusa, której nie umiał się oprzeć. Otoczył ją ramionami w talii i przyciągnął do siebie. -Nie powinniśmy otwierać tych drzwi. -Za późno - jęknęła, a potem go pocałowała. Zesztywniał, gdy położyła dłoń na jego pokrytym bliznami ramieniu, a potem ją cofnęła. Prawą ręką gładziła go po plecach. Ten czuły dotyk sprawił, że coś w nim w środku pękło. Pocałował ją jeszcze żarliwiej i zaczął walczyć z paskiem szlafroka. Rozsunął tkaninę. Pieścił jej nagie ciało, a ona wtulała się w jego dłonie. A potem sama rozpięła dwa guziki piżamy. On poradził sobie z pozostałymi dwoma. Zsunął jedwab z jej ramion. Zrobiła krok do tyłu, żeby mógł na nią popatrzeć. Pragnął jej. Usiadł na dywanie, pociągnął ją za sobą. Przywarła do niego ciasno. W świetle księżyca jego ciało było tylko cieniem. -Powiedz: dość, a przestanę - wyszeptał prosto w jej usta. -Jeśli teraz przestaniesz, to cię chyba pobiję. Zaśmiał się i pocałował ją, żarłocznie i gorąco. A potem obsypał pocałunkami jej szyję i piersi. Czuł, jak napinają się delikatne mięśnie, jak jej ciało domaga się spełnienia. Przeszywające ją dreszcze przenikały przez jego skórę. Chciał być z nią, ale wiedział, że nie może. Nigdy. Nie mógł kochać się z nią po ciemku, jak jakieś nocne zwierzę. Laura zasługiwała na wiele więcej. A on mógł jej dać tylko tyle. Tak też zrobił. Doprowadził ją do szczytu rozkoszy, aż wstrząsana dreszczami krzyczała, że umiera. Gdy już leżała cała roztrzęsiona, nie mogąc złapać oddechu, zarzuciła mu ręce na szyję i pocałowała namiętnie, nie zwracając uwagi na to, że nagle zesztywniał. Wyraźnie nie chciał, żeby go dotykała. -Chcę ciebie, ciebie. -Nie. -Tak! Odpięła guzik jego koszuli i wsunęła pod nią dłoń.