z widokiem na Strumień Joshui. Znalazła dom w pobliżu
siedziby Lucy. Był to ostatni budynek przy polnej drodze, która prowadziła w górę od farmy Wheatonów. Wynajęła go natychmiast, pewna, że Jack będzie zadowolony. Znajdowały się tu dwie sypialnie, salon z kominkiem, w pełni wyposażona kuchnia, gabinet i mnóstwo okien. Weranda miała siatki zabezpieczające przed deszczem i owadami. Meble były we współczesnym wiejskim stylu, odpowiednie w razie, gdyby trzeba było niespodziewanie zorganizować konferencję prasową. Tylko otoczenie wymagało trochę pracy, bo, jak na gust Barbary, za bardzo było zdziczałe. Rzeczka płynęła w dole skarpy, porośniętej świerkami i sosnami. Między drzewami widać było srebrzystą wodę omywającą kamienie. Barbara przymknęła oczy, wsłuchując się w szum strumienia. Lekki wiatr owiewał jej twarz. Darren nie wie, że tu jestem, pomyślała i zastanowiła się, czy powinna mu o tym powiedzieć. A może właśnie w tej chwili obserwował ją spomiędzy drzew? Przeszył ją dreszcz. Ale przecież Darren nie mógł wiedzieć o jej obsesji na punkcie Lucy. Gdyby wiedział, już by nie żyła. – Rób swoje, a ja będę robił swoje – powiedział jej. – Nie uznaję niedoróbek. Jeśli coś zawalisz, rozliczę się z tobą. Miała szczery zamiar zostawić Lucy w spokoju, ale nie była w stanie opanować pokusy. Nie miała pojęcia, dlaczego tak się dzieje. Przecież nie brakowało jej ani siły woli, ani wewnętrznej dyscypliny. Opadła na krzesło. To była wina Lucy, że Barbara w ogóle się tutaj znalazła. Gdyby została w Waszyngtonie, gdzie było jej miejsce, Jack nie musiałby wysyłać swej sekretarki do Vermontu i wynajmować domu tylko po to, by zobaczyć swoje wnuki. A wówczas Barbara nie zostawiłaby w sypialni Lucy nietoperza. Może nawet mogłaby się zaprzyjaźnić z synową Swifta. Zadzwoniła komórka. – Pieniądze są na koncie – powiedział Darren bez wstępów. – Co słychać w Vermoncie? – Skąd wiesz, że... – Barbaro. Zacisnęła usta. – Jack mnie tu przysłał. Chciał, żebym wynajęła dom na sierpień. Chce odwiedzić Lucy i wnuki. – Szantaż czasem tak wpływa na ludzi. – Zaproponował, żebym przez kilka dni sobie tu... wypoczęła. – No jasne. Nie czujesz, jak pętla zaciska ci się na szyi? On cię odsuwa od siebie. Nie znasz dnia ani godziny. – Darren roześmiał się nieprzyjemnie. – Nie żałujesz teraz, że rzuciłaś mu się w ramiona? – Jesteś obrzydliwy. Jack wcale mnie nie odsuwa. Wykonuję tylko zwykłe obowiązki. – Zebrała całą swoją siłę charakteru i dodała: – Nie chcę, żebyś do mnie dzwonił. – Nie interesuje mnie, czego chcesz, Barbie. Pamiętaj tylko, że masz mieć czyste ręce. Będziemy w kontakcie. Odłożył słuchawkę. Barbara wsunęła komórkę do torby. Była