zwalniać, aż wreszcie, potrząsając łbem, szła stępa szlakiem, który opadał w kierunku odnogi rzeki, na najdalej
wysuniętym na północ skraju rancza. Na rudym grzbiecie lśnił pot. Słychać było łopot skrzydeł nietoperzy. W powietrzu mieszał się zapach kurzu i dzikich kwiatów. Odnogę rzeki porastały dęby; ich ciemne sylwetki wydawały się przytłaczające i złowrogie. Shelby zmrużyła oczy i wśród ciemności rozglądała się za Nevada. Cały czas trzymała kciuki i po cichu modliła się, żeby tu był. - Proszę - szeptała do wtóru oddechom klaczy i stukotu jej podków. A potem zobaczyła czerwony czubek zapalonego papierosa, latarnię wśród pogrążonych w cieniu drzew. - Udało ci się. - Głos Nevady przenikał wprost do jej serca. - Oczywiście, że tak. - Przerzuciła nogę nad grzbietem konia i zeskoczyła na ziemię. - Mówiłam, że przyjadę. Ostatni raz zaciągnął się papierosem, upuścił go i rozgniótł obcasem. - To nie jest dobry pomysł. - Tak mówiłeś. - Przywiązała klacz do młodego drzewa i powoli podeszła do Nevady. Pomimo ciemności rozpoznawała jego ostre rysy i wyniosłą postawę. W znoszonych dżinsach i T-shircie wydawał się znacznie bardziej przystępny niż w mundurze policjanta. - Chyba jednak się mylisz. 66 - Ty tak uważasz, prawda? - Mmm. Co mogłoby być w tym złego? - zapytała, stając tuż przed nim, dotykając stopami jego stóp, i śmiało oplotła ramionami jego szyję. - To mogłoby się skończyć kłopotami. - Może ja chcę kłopotów - wypaliła bez ogródek. Była zszokowana własnym zachowaniem. - Nie chcesz. Uwierz mi. - Ale jego ramiona objęły ją w pasie, a silne mięśnie dawały poczucie pewności. - Nie wiesz, czego chcę. - Jesteś pewna? - Mm, aha. Woda w rzeczce zabulgotała, a uzda klaczy lekko szczęknęła. Owady brzęczały, wiatr się wzmógł i więcej chmur zasłaniało księżyc. - Chcesz tego, czego chcą wszystkie kobiety, księżniczko - mruknął, pochylając się tak bardzo, że jego oddech zdawał się szeptać między jej włosami, a słowa pieściły jej ucho. Shelby zadygotała. - Chcesz mężczyzny, który będzie zaspokajał twoje potrzeby, będzie się tobą opiekował i da ci mnóstwo dzieci. - Nie ja - potrząsnęła głową. - Dlaczego jesteś inna? - Ty mi powiedz. - Odchyliła głowę do tyłu i spojrzała w górę, w jego pogrążone w cieniu oczy. Białe zęby błysnęły w lekceważącym uśmiechu. - Dobrze. Po pierwsze jesteś cholernie bogata. - Nie, chodzi mi o to... - No a poza tym jesteś córką sędziego Cole’a.. - Ale... - W dodatku jesteś rozpieszczona, harda, pewna siebie i cięta jak bat. Nie wiedziała, czy ma potraktować jego słowa jak komplement, czy jak zniewagę. - Zaraz, zaraz... - Jesteś prymuską w szkole, bezczelnie flirtujesz z chłopakami, z którymi nawet nie masz zamiaru się umówić, jeździsz tym swoim cholernym żółtym kabrioletem za szybko i za dużo wkuwasz. Czasami zachowujesz się jak zepsuty bachor, ale bywa też i tak, że wydajesz się ponad wiek mądra i dojrzała. - Mocne palce wplotły się w jej włosy, odchyliły jej głowę i zmusiły, by patrzyła na skąpaną w mroku twarz. - Mówiłaś mi, że chcesz porozmawiać o czymś ważnym, że muszę się z tobą spotkać, i to było cholerne kłamstwo, oboje o tym wiemy. - Najważniejsze, żebyśmy byli razem. Nie sądzisz? - Ja tylko próbuję mądrze się zachować. - A nie jesteś mądry? - Nie. Prawda jest taka, że nie wiem, co z tobą począć, Shelby Cole - przyznał i po raz pierwszy, odkąd Shelby go znała, wyczuła nutę desperacji w jego głosie. - Kłamczuch - droczyła się z nim. - Mówię serio. Och, gdyby to była prawda! Kochaj mnie, Nevada, och, proszę cię, tylko kochaj mnie! Nie mogła się zdobyć na wypowiedzenie tych słów. 67